sobota, 12 maja 2012

Przyjazny (Yahiko x Nagato)


Ohayou Moi Drodzy Czytelnicy. Dzisiaj coś delikatnego z moim drugim ulubionym parringiem. Wiem, wiem-krótkie, ale długie coś mi nie wychodzą. Podkład muzyczny, jako że tekst pisany przy piosence IRA: http://www.youtube.com/watch?v=jS_3UH6SUnE&feature=related

***
Zwyczajnie siedziałem na ławce obracając w dłoniach barwny liść klonu. Jesień-najgłupsza i najbardziej dołująca pora roku. Słońce zostało zasłonięte przez ciemne chmury, z których zaczął kropić lodowaty deszcz. Popatrzyłem w bok. Mimo pogody Yahiko musiał przyjść na trening, a ja jako dobry...przyjaciel chciałem go odprowadzić. 
Gdybym tylko mógł również pojawiłbym się na boisku, ale trener powiedział, że taki wychudzony gnojek nie da sobie rady. Zapewne miał racje-ja zawsze nadaję się do niczego. Nawet jeśli jakiś nieznajomy podejdzie, nie potrafię wydukać z siebie nic poza cichutkim: "Jestem Nagato".  Często odnoszę wrażenie: "Ludzie mnie nienawidzą", "przecież nikogo nie obchodzę...", "Po co się kolegować, to nie będzie miało znaczenia". Matka nie wytrzymuje, chyba zamiast gotować (z resztą nigdy nie dojadany) obiad, wolałaby rzucić w mój łeb talerzem. Od razu kiedy się urodziłem wiedziałem: "Nie jestem tu potrzebny"...Gdy praktycznie codziennie widzę swoją osobę w lustrze mówię: "Czemu moje odbicie nie może wyglądać inaczej". Nienawidzę tego uszucia. 
A kiedy przyglądam się Mu napawają mnie jeszcze większe obawy. Mam przyjaciela-idealnego. Jego oczy, cera, rysy, oraz te włosy...te charakterystyczne rude włosy. Teraz biega w deszczu, mokry, ze zmęczoną twarzą, a i tak wygląda pięknie. Czasem marzy mi się być nim. Albo być...
- Nagato!-krzyknął biegnąc w moją stronę. Szybko zdjął koszulkę. Rzeźba jego ciała, cały zarys od ogółów do szczegółów...cudowne. Łatwo jest sobie wyobrazić, jaki kolor przybrały moje policzki. Założył czyste ubranie. 
- Hm...koniec?
- Tak. Musisz iść do domu?
- Ja...nie...to znaczy tak...etto. Czemu?
- Nieważne. Chciałbym Ci coś pokazać.-uśmiechnął się tak jak to czynił zazwyczaj...
- Przykro mi-odwróciłem wzrok. Uwielbiałem go, lecz kiedy przebywał za długo blisko mnie czułem dziwne zakłopotonie...To coś normalnego w przyjaźnii. Odczucie przyjemne oraz drażniące jednocześnie. I kiedy ja biłem się ze swoimi myślami, on zrobił coś czego bym się nie spodziewał. Mocno złapał mnie za nadgarstek, zaczął biec, wyprowadzając nas z sali treningowej, a tym samym zmierzając w bliżej nieokreślonym kierunku. 
- Yahiko? Yahiko?!-miałem ochotę zapytać co wogóle wyczynia! On jedynie odwrócił głowę w moją stronę, z bananem na twarzy, błyskiem w oczach...jak u rozbawionego dziecka. Zeszliśmy gdzieś schodami-nie znałem tego miejsca. Miasto, w którym mieszkałem wydawało mi się obleśne, kilkanaście ludzi na metr kwadratowy, korki, pełno szarych, odklejających się bilbordów, spaliny, fruwające w powietrzu foliówki...to wszystko to moja rzeczywistość, codzienność. A ja tylko poddałem się woli od dzieciństwa znanego mi chłopaka. Zanim się otrząsnąłem zobaczyłem gdzie mnie wyprowadził. 
Staliśmy praktycznie na pustym polu, otuleni złotem zbóż i blaskiem zachodzącego słońca. Nie miałem pojęcia skąd wiedział o tym, iż gdzieś w pobliżu znajduje się las a za nim polana. Nadal wiał lekki wiatr i padał deszcz, aczkolwiek nie czułem chłodu. Raczej to głupie ciepło. A on tylko rozłożył bluzę wskazując mi bym usiadł obok. Ta sytuacja jest tak cholernie niezręczna...Tak długo się znamy, a mimo to nie wiem o czym z nim rozmawiać. Odgarnął mi włosy z twarzy, delikatnie się przysuwając.
- Nagato, obetnji tę grzywke. Wogóle nie widać Twoich oczu-stkrzywił się lekko i dodał trochę ciszej- a to one są takie wyjątkowe...-odwrócił wzrok.
- Co?
- Nie, nic. Chociaż, chciałem ci coś powiedzieć...- Może chciał, lecz czy to było istotne? Znowu przyłapałem się na głupich wyobrażeniach. Pogładziłem ręką murawę, jednak poczułem coś miłego w dotyku. Szybko odsunąłem swoją dłoń od jego skóry. Nie chcę doprowadzić do niczego więcej...nie chcę żeby kolejna osoba mnie skrzywdziła. Nie chcę, by tak się to potoczyło...
Mimo to, pozwoliłem mu się dotknąć. Splótł nasze palce razem. Nasze spojrzenia gdzieś błądziły, ale w pewnym momencie odnalazły się. Zawstydzony, nie potrafiłem się ruszyć. Drugą ręką pogłaskał mnie po włosach, zjechał w stronę policzka, kończąc na podbródku, który zgrabnie ujął. Przyciągnął mnie do siebie, czułem jego gorący oddech. Nie chcę doprowadzić do niczego więcej...nie chcę żeby kolejna osoba mnie skrzywdziła. Nie chcę, by tak się to potoczyło...
Pocałował mnie. Delikatnie, słodko i z całą pewnością czule. Czułem jego ciepłe dłonie na moim ciele. Zdałem sobie sprawę z tego: Jedna część naszego związku znika, by powstała druga. Mocno objąłem go ramionami-marzyłem byśmy pozostali tak na zawsze. W odpowiedzi pogłębił pocałunek. "I zadajesz sobie to głupie pytanie: Czy to jest przyjaźń? Czy to jest kochanie?"

***